Maciek o wschodzie słońca

Będzie dużo o fotografowaniu, więc jeśli temat wydaje Ci się interesujący – zapraszam 🙂


Zawsze się zastanawiałem, co trzeba mieć w głowie, by wstawać i maszerować w teren tylko po to, by zrobić sesję o wschodzie słońca. Heh – myślałem sobie, w życiu mnie nikt nie wyciągnie na podobną eskapadę! Ale gdy człowiek już zacznie robić plenerowe sesje i widzi, jasno jak na dłoni, że jakość zdjęcia wprost wynika od zastanego światła, że zachodzące słońce ma swój niepodważalny urok, do głowy zaczyna zakradać się myśl – zachody są fajne, ale na zachód łatwo zaczekać. A co z tym wschodem?

Mało kto robi o wschodzie, bo normalni ludzie o tej porze śpią/wybierają się do pracy, zimno, ciemno, namówić modela na pewno też nie jest łatwo. Ale, z drugiej strony – zdjęć, robionych o zachodzie jest mnóstwo, tych ze wschodem słońca – jak na lekarstwo. Chcesz się wyróżnić – zrób coś, czego nie robią inni!

Zmotywowany w ten sposób namówiłem moją ekipę na szybką sesję w pobliskim wąwozie, gdzie w tamtym roku zbudowali siłkę na wolnym powietrzu.
Zrobiłem zwiad na miejscu (location scouting), popatrzyłem w którą stronę drabinki wyglądają dobrze, a w którą stronę mniej fajnie. Sprawdziłem na chronografie godzinę wschodu słońca w moim pięknym mieście i ustawiłem się na placu z Maćkiem i Małgonetą pół godziny po wschodzie; przecież chwilę czasu słoneczko będzie potrzebowało na wzejście, potem drugie tyle na wychylenie się zza wieżowca, nie ma więc pośpiechu.

Plan na zdjęcia był taki, by Maciek unosił w górę swój odważnik kettleball w jakiś interesujący sposób, Małgoneta będzie biegała w tą i z powrotem z maleńką fontanną dymną uczepioną aluminiowej rurki, a ja, leżąc wygodnie, będę spokojnie fotografował.

Taki był plan; nie za szybki taki, taki raczej spokojny, w sam raz.

Przyznaję, trochę się obawiałem, co ludzie powiedzą (i gdzie zadzwonią) jak zobaczą dym w wąwozie, ale założyłem, co następuje:
1. Dym będzie kolorowy, co powinno raczej wzbudzić ciekawość niż niepokój.
2. Dymić będzie dziewczyna, co powinno wyglądać uspokajająco, a znając Małgonetę mogłem śmiało spodziewać się wątków kabaretowych, co powinno tylko poprawić naszą sytuację.

Maciek przyjechał po nas, spotkaliśmy się, przywitaliśmy, dawno chłopaka nie widzieliśmy – opowiadaj, co dobrego? Obydwoje z Małgosią uwielbiamy Maćka, więc chcieliśmy jak najszybciej dowiedzieć się jak najwięcej. Maciek nie dał się długo prosić, a że dopiero wrócił z wakacji, był spokojny, zluzowany i chętnie opowiadał. (Ci z Was, co robili już sesje o wschodzie zaczynają rozumieć, do czego zmierzam, prawda?)

Przybyliśmy na miejsce. Plac treningowy, zamiast być pogrążony w półmroku, z którego miał się wyłaniać jeden, ostry promień wschodzącego słońca – wg mojego planu – był kompletnie oświetlony. Słońce w ogóle nie przyjęło naszych sugestii, wzeszło dawno temu i, co gorsza, wspinało się coraz wyżej!

W panice wręcz rozłożyliśmy sprzęt, ale zamiast starannie planowanego rozkładu świateł „tutaj główne, tutaj kontra, a tutaj efekt z kolorowym żelem” w głowicę TwinHead S-Holder od Quadralite zamocowałem dwie lampy Reporter 200 TTL – wiedziałem, że w pełnym słońcu nie będzie mowy o żadnej subtelnej grze świateł, tylko trzeba będzie równoważyć pełny blask dawno wzeszłego już słońca. Statyw, głęboki softboks paraboliczny 90 cm z tylko wewnętrznym dyfuzorem – nie lubię zbyt miękkiego światła, a już z pewnością nie wtedy, gdy fotografuję sportowca. Pod słońce :/ Błyskawiczne omówienie kocich ruchów dla Małgosi, Maciek się troszkę rozgrzał i już zaczynamy akcję, gdy jakiś facet idzie w naszą stronę; w kapturze, w ciemnych okularach. Oho, myślę, jeszcze się nie zaczęło, a już będzie awantura :/

Jednak są dobrzy ludzie na tym świecie! Mateusz, któremu zaproponowałem, by zajrzał do nas na sesję, okazał się bardzo słowny – wieczór wcześniej wspomniał, że zajrzy i proszę, jest. Podwójnie doceniam gest tak wczesnego wstawania, tylko dlatego, że kolega prosił. Zuch!

Odpalamy „fontannę dymną” (zapamiętajcie i wbijcie sobie do głowy ten zwrot, jeśli planujecie podobne atrakcje w publicznych miejscach, dobrze radzę), Małgoneta wykonuje zaplanowaną sekwencję, ja kładę się na kamieniach. Mokre. Pilnuje, by tylko spodnie mi przemiękały, a nie torba ze sprzętem. Jedziemy.

Używam Nikona D7100 (tak, to jest matryca APSC, chętnie opowiem dlaczego akurat taka), czas migawki 1/1250, ISO 100. Założyłem obiektyw Sigma 18-35mm f/1.8 Art DC HSM przymknięty do F/2 i zwykle ustawiony na najszerszy swój zakres, 18 mm, czasami 24 mm, a tylko do portretu skręciłem go do 35 mm.

Parametry aparatu takie, a nie inne, bo chcę złapać prawidłową ekspozycję dla światła zastanego, a konkretnie – by niebo było niebieskie, a nie przepalone do białości. Gdyby były na nim jakieś dramatyczne chmury, miałbym piękne kadry, ale pogoda piękna, więc tylko błękit się załapał. Dobre i to, kolor jest dla mnie bardzo ważny.

Navigator X2, czyli nadajnik zamontowany na puszce aparatu, którym kontroluję swoje lampy błyskowe Reporter 200, ma taką zadziwiającą właściwość: potrafi ustalić, ile światła powinna „wybłysnąć” lampa, by prawidłowo zrównoważyć oświetlenie sceny, a potem ten odczyt automatyki TTL przestawić w tryb manualny. Wszelka fotograficzna automatyka, w tym TTL, nawet jeśli działa sprawnie, często wymaga ręcznej kalibracji, by było tak, jak ja chcę, a nie tak, jak chce automat. Czyli szybka akcja: pierwszy strzał błyskam w trybie TTL, widzę, że muszę dodać lub odjąć trochę światła, więc przyciskam guziczek TCM na nadajniku, ten przestawia wybraną lampę z TTL na kontrolę manualną, a ja kręcąc kółkiem wprowadzam korektę. Drugi strzał jest zwykle trafiony, a cała operacja trwa krócej, niż przeczytanie tego złożonego zdania 😉

Czego się nauczyłem przy okazji tej sesji:

    1. Słońce nie zaczeka, to ja się muszę dostosować.
    2. Fontanny dymne są fajne i bardzo efektowne, ale praca z dymem na otwartej przestrzeni to kompletny chaos. Nie przewidzisz, a to, co działało przed chwilką, nie musi działać chwilę potem.
    3. Do portretu, modela należy ustawić plecami do słońca, bo inaczej mruży oczy 😉

Linki do rzeczy, o których wspominałem wyżej:

One thought on Maciek o wschodzie słońca