Zamiast wstępu
Centrum Spotkania Kultur w Lublinie to wyjątkowo fotogeniczne miejsce; wewnątrz i na zewnątrz, na dole i na dachu, codziennie kilku/nastu fotografów robi sesje. Niestety, jakiś czas temu CSK wprowadziło nowe zasady i każda sesja komercyjna musi być zgłoszona i opłacona wg cennika. Z jednej strony - to zrozumiałe, z drugiej, ich ceny mogą wydawać się nieco wygórowane, zwłaszcza, że ochrona jako sesję komercyjną potrafi potraktować jednego fotografa z modelką robiących sobie sweet focie na Instagram. Serio, wystarczy wyciągnąć blendę czy najmniejszego spedlite i już interweniuje ochrona.
W SCK płaci się za godzinę zdjęciową, dlatego planując tam sesję warto się starannie przygotować, by praca przebiegała szybko i sprawnie. I właśnie o tym będzie ten wpis.
Centrum Spotkania Kultur
Centrum Spotkania Kultur w Lublinie to ogromna, wielokondygnacyjna budowla ze stali, betonu i szkła. Mnóstwo miejsca i przestrzeni, mnóstwo korytarzy, schodów i rozmaitych zakamarków - a wszędzie można znaleźć interesujące fotografa tła, formy i tekstury. W sezonie letnim największym powodzeniem cieszą się szklane konstrukcje na dachu, ale my robiliśmy sesję w środku zimy, dlatego zdjęć na dachu nie planowaliśmy, skoncentrowaliśmy się na biznesowo wyglądających korytarzach, szkle i betonach.
Przygotowania i planowanie sesji
Znaliśmy regulamin CSK przed sesją, dlatego planując zdjęcia z Grzegorzem, który poprosił mnie o pomoc w sesji wizerunkowej, postanowiliśmy przeprowadzić tzw. Location Scouting, czyli zobaczyć miejsce docelowe i zrobić kilkanaście zdjęć w ramach sesji testowej. W środku tygodnia i w środku dnia, gdy ruch w CSK jest najmniejszy, pojechaliśmy tam w trójkę, z Grzegorzem i Małgonetą by spokojnie i bez pośpiechu rozejrzeć się po wnętrzach, poszukać odpowiednich do fotografowania lokacji i najważniejsze - omówić z naszym klientem jego potrzeby i oczekiwania. Wzięliśmy ze sobą minimum fotograficznego ekwipunku, jeden aparat i dwa obiektywy; żadnych lamp i modyfikatorów, żadnej blendy, nic. Po prostu spacerowaliśmy rozmawiając, a ja co chwilę robiłem zdjęcie w ramach fotograficznych notatek i przeglądu lokacji. Ta metoda sprawdziła się doskonale, bo choć mnóstwo wnętrz w CSK jest naprawdę fotogenicznych, nie zawsze okazują się one odpowiednie jako tła do sesji wizerunkowej tego typu.
Spacerowaliśmy, Grzegorz opowiadał nam o swoim projekcie, wszyscy wczuwaliśmy się w klimat i gdy przystawaliśmy na moment zrobić zdjęcie, jeden rzut oka na wyświetlacz aparatu i od razu wiedzieliśmy, czy ta lokacja pasuje, czy nie. Wszyscy byliśmy ubrani bardzo luźno więc musieliśmy nanosić mentalne poprawki, by wyobrazić sobie naszego modela w tych lokacjach ubranego w garnitur lub koszulę, ale dzięki temu wiedzieliśmy też (choćby z grubsza) gdzie ustawimy Grzegorza podczas sesji ubranego w taki, a potem w inny outfit.
W CSK stale mają miejsce wernisaże, czynne są galerie rozmaitych artystów, tak samo było podczas naszej testowej sesji. Z ciekawością je oglądaliśmy, czasami robiąc sobie pamiątkowe foty. No co - byliśmy zwykłymi zwiedzającymi :)
Po powrocie do domu szybko zgrałem zdjęcia, przejrzeliśmy je z Małgonetą i załadowałem je do ukrytej galerii na mojej stronie, gdzie dostęp mają tylko klienci po podaniu swojego hasła. Grzegorz zaznaczył te, które jemu podobały się najbardziej i na tej podstawie przygotowaliśmy listę lokacji, na których będziemy robić finalne zdjęcia.
Ustaliliśmy też marszrutę, wg której powędrujemy z parteru na samą górę robiąc zdjęcia, a nasz model będzie ubrany w pierwszy outfit. Na górze zrobimy krótką przerwę, my zostaniemy ze sprzętem, a Grzegorz wróci na dół, przebierze się w szatni w garnitur, wróci do nas i ruszymy w dół, robiąc zdjęcia w lokacjach oznaczonych przez nas jako "garniturowe".
Sesja wizerunkowa w CSK
Do samej sesji przygotowaliśmy się dwutorowo: nasz klient załatwił wszystkie niezbędne formalności, byśmy mogli spokojnie filmować i fotografować we wnętrzach Centrum Spotkania Kultur, a ja zebrałem przetestowany pod kątem niezawodności fotograficzny rynsztunek. Do dyspozycji mieliśmy dwa korpusy Olympus OMD E-M1 mk2, obiektywy M. Zuiko Digital 17, 25 i 45 mm ze światłem f/1.2 serii PRO, cztery naładowane baterie (i ładowarkę w odwodzie). Mieliśmy też aparaty APSC i pełnoklatkowe body innych, "wiodących" producentów - gdyby zaszła potrzeba lub poniosła nas fantazja. Przezorny zawsze ubezpieczony i strzeżonego pan Bóg strzeże, wiecie jak to działa.
Zamiarowałem błyskać jedną lampą Quadralite Atlas 400 PRO TTL przez głęboki softboks paraboliczny Hexadecagon 90. Do Atlasa miałem dwie, w pełni naładowane baterie, a gdyby coś miało stać się z moim głównym źródłem światła, w zapasie czekały dwie sprawdzone lampy błyskowe Reporter 200 TTL, głowica TwinHead, mocowanie S-holder i spedlite Stroboss 60. Wszystko to zapakowałem do jednego kuferka i miałem stale pod ręką - w razie potrzeby. Takiej potrzeby nie było i ponad 1800 zdjęć jakie z tej sesji przyniosłem powstało tylko przy pomocy tego pierwszego, głównego setupu: aparatu Olympus oraz Atlas i Hexadecagon od Quadralite.
Trzeba wspomnieć i pochwalić zachowanie ochrony budynku - gdy rozłożyliśmy podstawowy setup i błysnąłem kilka razy dla testu, pojawił się pan ze spokojnym pytaniem, czy wiemy, że tego typu zdjęcia na obiekcie wymagają odpowiednich zezwoleń? Mateusz w tym czasie robił live na mój Instagram, dlatego mogłem potem zobaczyć to z innej perspektywy: ja stoję na schodach z aparatem przy oku, za mną, na wysokim statywie błyska wielki modyfikator, a Grzegorz, wg moich wskazówek oparty o fragment barierki spokojnie się przedstawia i prosi o wykonanie telefonu który potwierdzi jego słowa - nie przestając pozować. Pan z ochrony faktycznie dzwoni i po chwili, życząc nam miłego dnia, znika na obiekcie. Nikt więcej nas już nie zaczepił ani nie pytał o pozwolenia.
Maszerowaliśmy w górę obiektu, Małgosia sprawdzała z telefonem w ręku lokacje, które mieliśmy oznaczone "do zrobienia", rozkładaliśmy sprzęt, szybkie przymiarki i robimy zdjęcia. Co chwilę gratulowałem sobie w duchu naszego pomysł na sesję testową, bo nasz model nie tylko wiedział, co ma robić, ale też robił to znacznie pewniej, niż za pierwszym razem. W ogóle, sesja z tak zdyscyplinowanym i świadomym swego ciała i zachowań modelem była bardzo przyjemna; Grzegorz, jak na mistrza sztuk walk przystało, potrafi stanąć w różnych pozycjach szybko i pewnie, błyskawicznie reaguje na wskazówki i choć wszyscy byliśmy świadomi tego, że jesteśmy w pracy - dobrze się bawiliśmy!
Czy wspominałem wcześniej, że połowę zdjeć na tej sesji zrobiłem w trybie TTL? Najpierw odruchowo ustawiłem wszystko w pełen tryb manualny, potem, gdy bardzo często zmienialiśmy lokacje i światło zastane użyłem trybu TTL z myślą, że zaraz przestawię się w tryb Manual (korzystając z błogosławionej funkcji Navigator X2 "TTL Convert to Manual" {przycisk TCM}), ale raz za razem okazywało się, że TTL trafia pewnie i tylko czasami trzeba było wprowadzać korekty ekspozycji. Im dalej w las, tym częściej korzystałem z trybu TTL i potem przyzwyczaiłem się do tej wygody. Rzecz jasna, gdy widziałem, że automatyka zawodzi, przestawiałem się szybko w tryb Manualny i płynnie kontynuowałem sesję.
Przegląd i retusz fotografii
Zwykle z takiej standardowej dla mnie, trzygodzinnej sesji portretowej przynoszę między 200 a 300 strzałów, z których starannie wybieram to, co pokażę potem klientowi do kolaudacji. Tym razem, jak napisałem wyżej, przyniosłem rekordową ilość zdjęć - ponad 1.800 (tysiąc osiemset) plików raw (w formacie *.orw). To olbrzymia dla mnie ilość, dlatego staranny przegląd i wybór najlepszych kadrów zajął mi dobrą chwilę. Najpierw wybrałem 300, z tego wybrałem 100 i tyle pokazałem klientowi w kolejnej ukrytej galerii. Wśród tej setki miałem już swoje ulubione, dlatego zasugerowałem te fotografie, które naszym zdaniem najlepiej oddawały charakter sesji i samego Grzegorza. Zostawiliśmy naszego klienta na parę dni z wyborem, by mógł spokojnie wytypować i zaznaczyć swoje ulubione zdjęcia. Gdy to zrobił, z tych wybranych stworzyłem kolekcję w Capture One Pro i rozpocząłem wywołanie rawów.
Zdjęcia z jednym modelem z jednej sesji powinny wyglądać podobnie, zwłaszcza, jeśli chodzi o karnację. To, niby takie oczywiste, wcale nie było najłatwiejsze, ze względu na charakter światła zastanego - światłem zastanym raz były LEDy, innym razem halogeny albo blask słoneczny z okien - za każdym razem inna temperatura barwy. Starałem się tak fotografować, by twarz modela zawsze była "muśnięta" światłem Atlasa 400 PRO TTL, który ma fenomenalną powtarzalność temperatury błysku! Serio, warto sobie popatrzeć na filmy ludzi, którzy na Youtube publikują swoje testy. Wcześniej bardzo lubiłem Atlasa, po tej sesji nabrałem też do niego dużego szacunku i pełnego zaufania.
Capture One Pro w swoim edytorze kolorów posiada specjalny moduł odpowiedzialny za karnację, narzędzie Skintone. Wywołanie każdego zdjęcia, zaraz po sprawdzeniu i korekcie ekspozycji, zaczynam od ujednolicenia tonów skóry i Skintone jest w tym niezwykle pomocne. Działanie tego narzędzia jest raczej subtelne, wymaga pewnej wprawy i wyczucia, ale warto się z nim zaprzyjaźnić. Następnie, w razie potrzeby, kilka lokalnych korekt jasności i koloru na kolejnych warstwach - znacie już narzędzie Luma Range? Lubicie? Ja tymczasem stosuję okazjonalnie, ale tutaj też potrzeba pewności i wyczucia w stosowaniu narzędzia.
Tak przygotowany RAW eksportuję prosto do Photoshopa (ostatnio w formacie *.psd a nie *tiff, jak wcześniej) i tam poprawiam skórę, czasami usuwam zbędne elementy z tła etc. Nic specjalnego, robię to chyba tak samo jak wszyscy: separacja częstotliwości, Mixer Brush, Dodge & Burn na warstwie w trybie Softlight. Na koniec moje ulubione malowanie światłem (często zmieniam opcje i warianty w tej metodzie), zapisuję zdjęcie z całym kompletem warstw i wracam do Capture One.
Ostateczny szlif i nadanie klimatu na zdjęciu to u mnie zawsze Capture One Pro i narzędzia Color Balance i Curve (zwłaszcza Luma) a na koniec troszkę rasowego ziarna, które w wydaniu C1P od pewnego czasu bardzo lubię.
Podsumowanie
Przywykłem starannie planować swoje sesje - IRL, czyli w prawdziwym życiu i tak zwykle wydarzy się coś, co trzeba będzie omijać, z czym trzeba będzie walczyć itp. Wcześniej przygotowany plan pozwala takie przeszkody minimalizować, sprawniej pokonać albo w ogóle ominąć. Będę się trzymał tego zwyczaju i Wam serdecznie polecam.
Zestaw narzędzi Olympus i Quadralite współpracował z nami fantastycznie! Quadralite Atlas 400 PRO TTL jest mobilną, ale bardzo mocną i pewną w swoim błysku lampą - jeżeli to nie są przymioty profesjonalnego narzędzia, to nie wiem, co innego mogłoby nimi być. Bardzo się polubiliśmy i teraz zabieram Atlasa nawet wtedy, gdy wiem, że wystarczą mi Reportery 200 TTL. Skoro i tak mieści mi się w kuferku... ;)
Aparat Olympus OMD E-M1 mk2 z jednej strony mnie zachwycił: ergonomia i wygoda użycia, to cacko żyje w ręku i woła - róbmy zdjęcia. Ciężko mi się było opanować, bo robienie zdjęć tym sprzętem sprawia dużą frajdę. Z drugiej strony, chętnie bym zobaczył większe pliki, w sensie ilości pikseli oraz detalu, zwłaszcza na twarzy modela; podczas pracy studyjnej, gdy mogę przymknąć przysłonę do f/8 na m4/3 mam fantastyczną głębię ostrości i mnóstwo detalu - uwielbiam to! Z drugiej, podczas sesji plenerowej, gdy chcę rozmyciem ukryć to, co model ma za plecami, tego rozmycia mi brakuje, nawet z obiektywami serii PRO ze światłem f/1.2 Ale mówię tutaj o sesjach "bezpiecznych": studio, centrum miasta; gdybym szukał aparatu, który zniesie każde kaprysy pogody, ochlapanie wodą czy błotem - nie widzę lepszego rozwiązania niż OMD E-M1 mk2.
Czego użyłem na sesji:
Zestaw podstawowy, którego uzywałem cały czas, bez najmniejszych problemów:
Lampa błyskowa Atlas 400 Pro TTL
Głęboki Softboks paraboliczny Hexadecagon 90
Wyzwalacz/nadajnik Navigator X2 MFT
Aparat Olympus OM-D E-M1 Mark II
Statyw studyjny Air 275
Na wszelki wypadek odwodzie miałem:
Lampa błyskowa Reporter 200 TTL
Uchwyt Twin Head S-holder
Mocowanie S-holder
Spedlite Stroboss 60evo N
Schematy oświetlenia
Zwykle pokazuję rozrysowane schematy oświetlenia, jakiego użyłem podczas sesji, tym razem tego nie zrobię, z dwóch powodów: używałem tylko jednego źródła światła, więc wystarczy popatrzeć, jak rozkłada się cień pod nosem modela, by domyślić się wszystkiego. I drugi powód - wszystko to publikowałem na Instagram: tutaj, tutaj i tutaj. (Gdy już to zobaczysz, daj serducho, bym wiedział, że warto takie rzeczy dla Ciebie publikować!)