Portrety motocyklistów

Podtrzymując co wtorkową publikację opowieści z wątkami edukacyjnymi nie tylko dla fotografów, pozwólcie zabrać się na kolejną sesję. Dzisiaj mniej tekstu, bo na filmie zobaczycie więcej, niż zwykle szczegółów. Nasza marszruta:

 

Cel

Bardzo bliski nam kolega kupił sobie motór*. Długo o nim marzył, długo bił się z myślami, jaki motocykl na pierwszy raz, bo wiadomo – chciałoby się coś ekstra, ale zanim człowiek nabierze wprawy, żal porysować asfaltem coś bardzo wyszukanego W końcu zdecydował, kupił, zrobił dodatkową kategorię w prawie jazdy i zapytał, czy zrobimy mu zdjęcie na motocyklu. Gdy ktoś taki pyta mnie, czy zrobię mu zdjęcie z motocyklem, nie mówię „daj telefon i włącz apkę” tylko planuję imprezę. I zaraz, ze zwykłego „zrobisz mi zdjęcie na motocyklu?” wykluł nam się pomysł na sesję dla dwóch motocyklistów w interesującej scenografii.

Przygotowania

Lokację miałem upatrzoną już wcześniej; ciąg podziemnych garaży z wysokim świetlikiem. Z jednej strony, to tylko dwie minuty marszu od K1 Fighting Center, z drugiej strony to jednak prawie tunel, podcienie, siedliszcze okolicznej żulerni. Przeszliśmy się tam spokojnie z Małgonetą i telefonem nakręciłem sobie film, uważnie filmując każde drzwi, każdą ścianę i każdy wyłom. Lokacja bowiem, pomijając kurz i elementy wyraźnie wskazujące na wzrost entropii, jest bajecznie kolorowa! Po obu stronach podziemnego ciągu wszystko jest wymalowane finezyjnym grafitti. I pisząc „finezyjnym” naprawdę mam to na myśli. Obrazy są w różnych kolorach, w rożnych klimatach – w tej chwili znalazłbym co najmniej trzy świetne tła na trzy różne sesje. O ile jednak na sesję dziewczynami bym się tam nie umówił, i nie odważyłbym się rozłożyć tam sprzętu – sesja z motocyklami? Spoko!
Wybrałem jedno tło, które widziałem, że będzie zgrywać się kolorystycznie z motocyklami Bartka i Pawła oraz tym, w co będą ubrani. Na wszelki wypadek wybraliśmy też drugie tło, awaryjne. Zawsze warto mieć „plan B”, zwłaszcza, że nasze upatrzone tło, to drzwi garażu i mogłem się spodziewać, że po przyjściu na plan zdjęciowy te drzwi będą otwarte a gospodarz będzie u siebie.

Przed sesją

Pakowanie sprzętu na sesję może wydać się komuś banałem. Ale tylko komuś, kto na sesję idzie z aparatem w ręku i liczy na to, że jakoś to będzie. Zupełnie inaczej jest, gdy angażuje się ludzi i dwa worki sprzętu. Najważniejsza sprawa, to upewnić się, czy wszystkie baterie są naładowane, czy wszystko jest sprawne i działa niezawodnie, czy karty pamięci tkwią w aparacie a zapasowe, tych, których wcale nie macie zamiaru używać, są bezpiecznie w swoich schowkach. Sesja zdjęciowa w plenerze to trochę jak biwak – człowiek będzie miał do dyspozycji tylko to, co ze sobą weźmie.

Sesja

Punktualnie o 16 spotkaliśmy się pod klubiem K1 Fighting Center, przywitaliśmy się, chwilkę porozmawialiśmy przeglądając mojego dreambooka od Najlepszefoto i ruszyliśmy na plan. Nasza z góry upatrzona lokacja była wolna, ale trzy garaże dalej, starszy pan szykował swój samochód. Pierwsza żółta kartka.

O 16:30 sprzęt był rozstawiony, światło zmierzone i opanowane. Wybrałem pozycje dla motocykli, ustawiłem moich modeli i wykonałem pierwsze zdjęcia. Rezultaty były bardzo obiecujące, ale wiedziałem, że będą chciał dodatkowe elementy klimatu (czytaj: fontanny dymne). W tym momencie, Mateusz, spokojnie filmujący nasze przedstawienie, powiedział do mnie, że na górze, dokładnie nad nami, jest ławeczka, a na niej dwie starsze panie, które siedząc, patrzą co robimy. To była druga żółta kartka i wiedziałem, że na trzecią nie mogę sobie pozwolić. Trzeba było przystąpić do pacyfikacji.

Najpierw spokojnie podszedłem do pana, który piętnaście metrów obok nas sprzątał swoje auto. Grzecznie się przywitałem, opowiedziałem co mamy zamiar robić i zapytałem, czy nie będzie mu to przeszkadzać. Pan był bardzo wyrozumiały, wszystko przyjął z uśmiechem. Kułem żelazo, póki gorące i opowiedziałem, że dwie fontanny dymne, że certyfikat bezpieczeństwa EU T1, ale tunel, i nie wiem, w którą stronę wiatr będzie dym ciągnął, być może właśnie do jego garażu? Pan zapewnił mnie, że nie widzi problemu.

– Nie widzi pan problemu, bo jeszcze fontanny nie uruchomiłem – włączył mi się wewnętrzny śmieszek. – Gdy zacznie dymić, – zapewniem – będzie pan widział znacznie mniej, ale to potrwa maksymalnie 50 sekund i wiatr rozwije wszystko.
– Hehehue. – Pan okazał się znawcą memów, więc uśmiechnąłem się do niego i wróciłem na nasze pozycje. To było łatwe, teraz czekało mnie trudniejsze zadanie.
– Zaraz wracam, starajcie się nie ruszać zbyt wiele – rzuciłem w stronę swojej ekipy i biegiem ruszyłem do wyjścia z podcieni. To tylko 50 metrów, potem schody, kolejne, i już stoję, ziejąc jak zganiany pies, przed starszymi paniami. Kłaniam się szarmancko.
– Dzień dobry paniom – tutaj szczery uśmiech, ważna rzecz. – Nazywam się Peter i jestem fotografem a tam w dole – tutaj wskazuję palcem scenę, którą panie miały za plecami – prowadzę sesję fotograficzną z motocyklistami. Mam nadzieję, że nie będą panie miały nic przeciwko? Zapewniam, że nie będzie żadnych krzyków, tylko błyskanie lampami – uśmiecham się. Robię to często, bo sytuacja tego wymaga. Panie spojrzały po sobie i jedna z nich mówi
– Nie, nie będzie problemu, chętnie popatrzymy. – Znakomicie, myślę sobie i jak zwykle, korzystając z chwili ciągnę temat.
– Muszą też panie wiedzieć, że będę chciał uruchomić fontannę dymną i – tutaj przerywa mi dziewczynka, która wydawała się przedtem kompletnie zajęta swoją lalką.
– WOW! Fontanna?
– Tak, fontanna dymna. To taka niewielka kartonowa rurka wypełniona specjalnym proszkiem, który będzie się wydobywał w postaci bardzo gęstego, niebieskiego lub pomarańczowego dymu – tłumaczę spokojnie, gestami opisując coś na kształt tubki po papierze toaletowym. – Dym jest absolutnie nieszkodliwy, operować nim będzie moja asystentka, ale chciałbym, by panie tutaj na górze, wiedziały, że coś takiego się dzieje i nie ma powodu do obaw. – Uśmiecham się, wiadomo.
– Dobrze, byle tylko głośno nie warczeli tymi motocyklami – wyraża zgodę starsza czujki osiedlowej. Uśmiecham się. – Wcale nie będziemy warczeli, tylko światło błyskowe no i te dymy przez parę minut. – Rozglądam się, dziewczynka gdzieś znikła, więc kłaniam się paniom i wracam. To tylko pięćdziesiąt metrów parkingu, schody, pięćdziesiąt metrów podziemi i już jestem na miejscu. Spieszę się, bo zbliża się godzina siedemnasta i w każdej chwili może przyjechać właściciel garażu.

Na miejscu zastaję dziwną sytuację; pani prowadzi za rączkę chłopczyka, sześcio, może siedmioletniego. Myślę – sobie trasę wybraliście – ale co tam. Uśmiecham się i zachęcająco machając ręką mówię – Śmiało, proszę przechodzić, zaczekamy.
– Ale my byśmy chcieli popatrzeć – mówi do mnie pani mama. Chłopak chce, ale widać, że boja.
– W takim razie – zapewniam uspokajająco – proszę patrzeć. – Teatralnym głosem wołam do swojej ekipy – Światła, kamera, akacja!

Wiem, cliche, ale przedstawienie rządzi się swoimi prawami. Nasi modele pozują, Mateusz kręci, Małgoneta asystuje. Błyskam fleszem parę razy. Coś trzeba zrobić, bo czas leci, a dymu nie odpalę z maluchem na scenie. Moi motocykliści łapią klimat w lot i wołają do małego.
– A może chciałbyś zobaczyć motocykl? – Młody robi oczy jak pięć złotych. – A może chciałbyś usiąść na motocyklu? – Trzymam kciuki za sprawne zwieracze młodego, bo wrażeń może być zbyt wiele… Nic się nie stało. Młody zasiadł, to znaczy został posadzony na jednym, potem na drugim motocyklu, przeszczęśliwy. Nie chce wracać, ale mama była rozsądniejsza.

Z góry słyszę jakieś krzyki. Co znowu – myślę i wyglądam z podcienia? Na górze, za balustradką stoi chyba tuzin osób, głównie dzieciarnia w wieku do lat dwunastu, nasze dwie panie i jeszcze jakieś dwie mamy. Dzieci krzyczą, dopingują, kręcą filmy telefonami. W tej chwili nie wiem, co myśleć, robię dobrą minę do złej gry. Wychylam się i pytam – Jesteście gotowi na fontannę? Wrzask i pisk, niektóre dziewczynki mają naprawdę donośne głosiki. Małgoneta odpala pierwszą fontannę, niebieską, i biegnie z nią wg wcześniej ustalonego planu. Fontanna dymi, dzieciarnia krzyczy, pan z garażu obok przystaje i patrzy ciekawie. Błyskam fleszami. Wiwaty. Serio, poczułem się jak w teatrze, na scenie.

Pomarańczowa fontanna przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Nie będę jej więcej zabierał na sesje, chyba, że w kompletnie otwartym terenie. Dzieciarnia z góry krzyczy – Jeszcze, jeszcze! Trzydzieści jeszcze byśmy chcieli!

I, gwóźdź wieczoru: starsza pani z ławeczki woła do nas – Coś ładnego byście sfotografowali, dzieci na ten przykład, a nie motocykle :/

Kurtyna.

Przeglądanie, wybieranie i retusz fotografii

Po zgraniu zdjęć na komputer, wstępnym przejrzeniu i odrzuceniu tych, które na pierwszy rzut oka się nie nadają, wybieramy zdjęcia ponownie. Te, które w jakikolwiek sposób zwracają na siebie uwagę, dostają jedna gwiazdkę. Przełączam filtry, wyświetlam wszystkie zdjęcia które nie dostały jednej gwiazdki, zaznaczam i kosz. Skoro nie zwróciły na mnie swojej uwagi teraz, nie chcę na nie patrzeć ponownie; nie wiem, czy to najlepsza metoda, nie zachęcam, mówię, jak ja to robię.

Drugi przebieg to wybór zdjęć, które „się nadają” oraz „bakstejdżowe”. Dwie gwiazdki i oznaczenie kolorem żółtym dla tych bakstejdżowych. Trzeci przebieg, wybieramy zdjęcia do retuszu.

Ciekawa rzecz – choć, jak zobaczycie na filmie, który przygotował Mateusz, dymu było mnóstwo, nie wybierałem zdjeć, na których dym grał główną rolę. Nie o to mi na tej sesji chodziło. Chciałem, by dym tworzył klimat, ładnie podświetlał się od błysku. Wybieram do retuszu zdjęcia, gdzie dymu jest mało. No i parę z tym pomarańczowym, chyba tylko po to, by Wam pokazać, ile widać przez wizjer w takich warunkach.

Wywołuję w Adobe Lightroom Classic, potem finiszuję w Adobe Photoshop. Prócz klasycznej metody Frequency Separation z rozmyciem Medianą a nie Gaussian Blur, stosuję głównie techniki „dodge and burn”, na trzy różne sposoby: w klasyczny sposób, na szarej warstwie z kryciem Soft Light rozjaśniam i przyciemniam lokalnie, wprowadzając bardzo drobne korekty, potem ręcznie wybieram, gdzie chcę położyć plamy światła i cienia kształtujące scenę, a na końcu podkreślam tylko już obecne światła i cienie. Na samym końcu dodaję ziarno i troszkę wymyślnego kontrastu za pomocą pluginów Topaz i wreszcie customowy Gradient Map, by ujednolicić w kolorze i emocjach serię zdjeć.

Inne zdjęcia wywołuję w Capture One Pro i tutaj mój workflow wygląda trochę inaczej. Najpierw wywołuję starannie RAWa, wprowadzam drobne korekty jasności oczy/twarz/dłonie/tło. Następnie korzystam z fenomenalnych narzędzi do Color Gradingu – krzywej Luma, Color Balans i Advanced Color Editor. I jak nie lubię ziarna z Adobe Lightroom, to uwielbiam ziarno i szum z Capture One Pro! Tak wywołany raw (jak to wygląda możecie jeszcze zobaczyć w mojej relacji na Instagramie) otwieram w Adobe Photoshop i robię dokładnie to samo, co wcześniej, ale bez kroków nadających klimat – tylko retusz skóry i praca ze światłem i cieniem. Żadnych dodatkowych pluginów, nie widzę potrzeby. Jeśli chodzi o Color Grading, Capture One jest znakomity! (Co innego praca w jego module Library – nienawidzę go! W przeciwieństwie do biblioteki Lightroom, którą uwielbiam.)

Fragment tylko dla fotografów

Jak zwykle użyłem Nikona D7100 z zapiętym obiektywem Sigma Art 18-35 F/1.8.

Napisałem wcześniej, że do 16:30 światło na planie miałem już ustawione, to prawda. Ze światłem zastanym było prosto, ustawiłem ekspozycję tak, by tego światła było troszkę, tyle, ile chciałem, nie więcej. A dzięki funkcji „z TTL na Manual” w NavigatorX2 kontrolującym moje trzy lampy Quadralitee Reporter 200 TTL, światło błyskowe ustawiłem sobie równie sprawnie.

Dysponować lampami odpowiedniej mocy, z TTL i trybem HSS to prawdziwa wygoda i komfort na planie; nie muszę stosować dużych przysłon by zgasić światło zastane – wszystkie zdjęcia wykonałem z przesłoną F/1.8 przy ISO 100 i czasie kłapnięcia 1/500s. Mógłbym zastosować filtry ND, by utrzymać klasyczny czas synchronizacji, ale to wpływa na prędkość i możliwości autofocusa, a tutaj muszę szczególnie uważać, dlatego zdecydowanie preferuję krótkie czasy synchronizacji w trybie HSS niż filtry szare.

Światłem głównym był jeden Qudralite Reporter 200 TTL zapięty w głowicę TwinHead S-Holder i zamontowany w głębokim softboksie parabolicznym o średnicy 90 cm, dwa dodatkowe Reportery 200 stały po obu stronach, za motocyklami. Na każdym z nich miałem założony niebieski żel, by kontrować maszyny obu modeli tak, by choć trochę wyglądało to na film SF 🙂

Ujęcia początkowe, gdy widać oba motocykle to 18 mm na moim obiektywie, co jest ekwiwalentem ok. 28 mm na „pełnej klatce”, a portrety wykonywałem przy 35 mm czyli odpowiedniku 50 mm dla FF.

Linki i podziękowania:

Film, który otwiera ten wpis przygotował Mateusz – piękne dzięki!

BartekPaweł – dziękuję za zgodę na publikację tych zdjeć, i Małgoneta, jak zwykle byłaś niezastąpiona na moim planie zdjęciowym!


* W czasach szkolnych mieliśmy taką przesympatyczną koleżankę, wyjątkowo zgrabną i powabną. Nigdy nie miałbym u niej szans, gdyż ponieważ jej życiowe kredo brzmiało „bo chłopak musi mieć motór”. Minęło …kilka lat, a mnie to nadal śmieszy 😉

Comments are closed.