Zamiast wstępu
Fotowyzwanie „autoportret” w ramach akcji #CreateYourLight Nikona idealnie wpisuje się w moją misję i motto: tworzenie klimatu światłem i kolorem. Przyznaję, że od dawna nie śledzę tego, co dzieje się w polskim internecie, dlatego o całej akcji dowiedziałem się dzień przed jej zakończeniem. Czasu na zgłoszenie do „challenge” było bardzo mało, ale takiej okazji nie mogłem przepuścić – autoportret w czasie kwarantanny? Czy ja zrobię?! Potrzymaj mi …Color Checker Passport!
Pomysł na sesję
Moją inspiracją była wypadkowa chęci przetestowania czerwonego tła i klimatu, jakim żyliśmy z Małgonetą przez ostatnie dwa tygodnie. Czerwone tło Freepower PRINT 011 leżało w pudle już od kwietnia i najwyższa pora było coś z nim zrobić, ale nie mieliśmy na niego pomysłu; jest tak intensywne, że czekaliśmy na modela, który będzie w stanie na takim tle odznaczyć się i wyjść do przodu. Szukaliśmy, czekaliśmy, czas mijał i nic z tego nie wynikało, a kwarantannowa rzeczywistość nie pomagała. Graliśmy z Małgonetą w Diablo (Małgosia zawsze jest Barbarzynem a ja zawsze Amazonką) i oglądaliśmy kapitalny serial Rzym, wyprodukowany przez BBC i HBO. Czujecie, w jakich byliśmy nastrojach?
Dlatego, gdy Małgoneta któregoś poranka przy śniadaniu powiedziała: Jest fotowyzwanie dla Ciebie – zastrzygłem uszami. – Czyżby coś miało się wydarzyć?
Hasztag #CreateYourLight jakim Nikon firmuje swoją akcję bardzo mi się spodobał; tworzenie własnego światła – to jest to, czym się zajmuję! Do tego autoportret. Ha! – pomyślałem i zaraz po CoronaVirus Journal, który śledzę na kanale Fstoppers od samego początku, zacząłem przygotowania.
To znaczy – zaczęliśmy z Małgosią omawiać temat i nasze możliwości; chęci chęciami, plany planami, ale byłem ograniczony do miejsca tu i teraz, oraz tego, co w tej chwili posiadamy. Wbrew pozorom, nie łatwo wymyślić na kolanie fajny pomysł na coś z niczego.
Rzym i „głębokie szczeliny” w Diablo odcisnęły na mnie swoje piętno i czerwień przemówiła. Zdecydowałem się na krwisto czerwony background, do tego czerwoną koszulkę i jakiś malunek czerwoną plakatówką na twarzy. Przygotowałem sobie sprzęt, wyniosłem z naszego „biura” do sypialni to, co wynieść mogłem i byłem gotowy do zdjęć.
Sesja autoportretowa
Zaplanowałem sobie dwa warianty oświetlenia: „Paramount” i „Rembrandt” lighting – wiedziałem, że każde z nich sprawdzi się w tym, co zamiarowałem, ale zostawiłem sobie decyzję w którą stronę pójdę, na potem, po pierwszych, próbnych zdjęciach.
Czym różni się oświetlenie Paramount od Rembrantowskiego?
Paramount lighting
Paramount lub butterfly lighting, to sposób oświetlenia twarzy swego czasu bardzo popularny w Hollywood; filmowe gwiazdy oświetlano ustawiając im źródło twardego światła centralnie przed twarzą, troszkę od góry, i świecono w dół tak, by pod nosem pojawił się charakterystyczny cień w kształcie skrzydeł motyla (stąd „butterfly”).
To są zebrane po sieci inspiracje, które gromadzę na Pintereście (link do mojej tablicy na samym dole). Niestety, nie wszędzie znalazłem autora zdjęcia, nie mówiąc o możliwości linkowania do źródła.
Rembrandt lighting
Rembrandt lighting to światło bardzo miękkie i znakomicie budujące klimat. Jest stosunkowo proste do uzyskania, choć w ciasnym pomieszczeniu wymaga dodatkowych zabiegów, by uniknąć niepożądanych odbić, psujących planowany efekt.
Tutaj mała uwaga: mówiąc o świetle rembrandtowskim najczęściej mówi się o mrocznych zdjęciach, bocznym świetle i trójkącie światła na tym ciemniejszym policzku, ale rzecz nie jest taka oczywista. Malując portrety Rembrandt posługiwał się całym zestawem patternów światła; malował w paramout, malował loop, split – i oczywiście w rembrandt lighting, ale wcale nie tak często, jak próbują Wam to wmówić. Mam zamiar więcej opowiadać o tym podczas moich przyszłych warsztatów, a tymczasem podsumuję: uwielbiam to światło, często je stosuję i wiedziałem, że będzie odpowiednie do tego, co planowałem.
Budujemy setup oświetleniowy
Kluczem do udanego zdjęcia z oświetleniem paramount jest światło pilotujące; twarde światło wymaga chirurgicznej precyzji; głowa, pochylona czy odwrócona o dwa centymetry nie w tą stronę i portret będzie do niczego. By osiągnąć zamierzony efekt, fotografując trzeba widzieć światło, gdzie pada i jak się układa i non stop kontrolować modela. Podczas sesji autoportretowej jest to podwójnie utrudnione, na szczęście z pomocą przyszedł mi pilot lampy Quadralite Atlas 400 PRO TTL i obracany ekran Olympusa E-M1 Mark III.
Setup: Paramount Lighting
Na statywie typu boom zawiesiłem moją lampę błyskową zamkniętą w 70 cm srebrnym beauty dishu z gridem i ustawiłem go w odpowiedniej pozycji; centralnie przed twarzą, dosyć wysoko, ale tak, by cały czas w moich oczach pojawiał się błysk światła, „catchlight”.
Paramount Lighting to wyjątkowe światło, fantastycznie podkreśla strukturę kości policzkowych i uwydatnia wszystkie aspekty urody. Wszystkie, to znaczy również wszelkie niedoskonałości, stąd – nie jest to światło dla każdego. Najlepiej wychodzą w nim ci z twarzą symetryczną, świetną cerą i mocno zaznaczonymi kośćmi policzkowymi. (Ale tacy ludzie wyglądają dobrze w każdym typie oświetlenia…) Nie jestem jakoś specjalnie symetryczny, ale mam „indiański” typ urody, jak prawdziwy wiedźmin nie tyję na kwarantannie, nadal jestem wcięty na twarzy, a za cerę może się wziąć Photoshop, dlatego pomyślałem – spróbujmy!
Za swoimi plecami, na dwóch lekkich statywach i teleskopowej poprzeczce, zawiesiłem czerwone tło Freepower PRINT 011 a po bokach ustawiłem dwie dodatkowe lampy które miały błysnąć w roli kontry.
Najpierw powiesiłem tam dwa Reportery 200 TTL, ale szybko się okazało, że ich światło, nawet na 1/128 czyli swojej minimalnej mocy, jest za silne. Dlatego planując sesję w ciasnych pomieszczeniach postarajcie się o Reportery 200 PRO TTL (one potrafią zjechać z mocą do 1/256) albo, jak i ja zrobiłem – użyjcie spedlitów. Po jednej stronie ustawiłem Strobossa 60 a po drugiej Strobossa V1 (bo mam po 1 komplecie akcesoriów typu wrota i grid do klasycznej głowicy fresnela {dedykowane do Reportera 200, ale podklejone Patefixem świetnie się trzymają na Strobossie 60} i do głowicy okrągłej, takiej, jak ta z V1).
Pierwsze zdjęcie w głównej galerii to właśnie zdjęcie oświetlone w stylu paramount; jest bardzo mocne. Patrząc na nie stwierdziłem, że jest mnie na nim za dużo, a historii naszej kwarantanny zbyt mało. Dlatego odpuściłem Paramount i szybko zbudowałem setup typu Rembrandt.
Setup: Rembrandt Lighting
Idea jest prosta: stawiasz duże źródło światła (np.: w postaci podwójnie dyfuzowanego softboksu) z boku, najlepiej na wysokości głowy modela i świecisz pod kątem ok. 45º w dół. Takie światło jest odpowiednio rozproszone, miękkie (bo źródło światła jest duże) i w sumie łatwe do opanowania.
Jeśli chcecie pójść krok dalej i zwiększyć „quality of light„, nie błyskajcie w modela, tylko przed nim; model zostaje oświetlony tylko tą częścią światła, która pada z krawędzi softboksu. Takie świecenie rozproszonym światłem z krawędzi softboksu nazywa się „feathering the light” i daje naprawdę fantastyczne rezultaty. Trzeba się przygotować na zwiększenie mocy w lampie, bo korzystamy tylko z małego fragmentu wygenerowanego błysku – ale warto. Jeśli do tej pory tego nie robiliście – koniecznie spróbujcie!
Po pierwszych strzałach już wiedziałem, że to jest klimat, o jaki mi chodziło, choć cały czas czegoś mi brakowało. I wtedy Małgoneta zasugerowała, bym wzorem Chrisa Knight’a użył propsów w postaci futerka, odpiętego z kołnierza jej kurtki. To był strzał w dziesiątkę!
Przed sobą, na statywie, ustawiałem kolejno trzy aparaty, jakimi tego popołudnia robiłem zdjęcia: Nikon D7100 z obiektywem 50 mm 1.8 G, Olympus E-M1 Mark III z M.Zuiko Digital 45 mm 1.2 PRO oraz Sony α7 III z obiektywem FE 85 mm 1.8
Przyglądając się na zdjęcia z wzornikiem koloru X-Rite Color Checker Passport 2 potraficie wskazać, które zdjęcie pochodzi z którego aparatu? Zawsze bawi mnie myśl o takiej zgadywance i choć porównując bezpośrednio trzy te zdjęcia obok siebie, można zobaczyć stopniowe zwiększenie rozmycia na tle, to oglądając je pojedynczo – praktycznie nikt nie jest w stanie wskazać ich prawidłowo. A to znaczy, że trzeba dobierać sprzęt pod siebie i do planowanej pracy, a nie dlatego, że „na jutubie mówią, że ten aparat jest lepszy od tamtego”.
Podsumowanie
Kolejny raz przekonuję się, że to nie wielkość matrycy sprawia, że zdjęcie „mówi” – to pomysł, przygotowania i światło. W pierwszej galerii są zdjęcia z matrycy Full Frame, A-PSC i m4/3. Zapytam: potraficie wskazać, które zdjęcie pochodzi z której matrycy?
Przyznam, że męczy mnie już odpieranie napaści w stylu „Olympus ci zapłacił” albo „gdybym dostał od Olympusa tyle sprzętu, też bym tak mówił” i wreszcie nieśmiertelne, mające zaorać moje wybory: „spróbuj Sony, to zobaczysz różnicę„.
Spróbowałem. I raz jeszcze zadam pytanie: czy potrafisz celnie i bez wahania wskazać, które zdjęcie pochodzi z której matrycy? Jeśli tak, ściągam czapkę z głowy. I z uśmiechem powtórzę: dobierajmy narzędzia do pracy, jaką mamy do wykonania. Nic więcej ale i nic mniej.
Aparat Sony α7 III okazał się przyjaznym w fotografowaniu narzędziem, a po dołączeniu gripa, nawet Małgoneta chętnie nim fotografowała. Zaskakująco przyjemny okazał się obiektyw Sony FE 85 mm 1.8 – działa szybko, pewnie i jak na tak rysujący kawałek szkła, ma wyjątkowo przystępną cenę! W naturalnym świetle dnia zestaw α7 III + 85mm 1.8 tworzy naprawdę ładne zdjęcia. Śmiało można zrobić sesję plenerową ze śmietnikiem czy wysypiskiem w tle i kompletnie to ukryć rozmyciem płytkiej głębi ostrości – co z Olympusem wcale nie będzie tak łatwe. Z drugiej strony, szczegół w oku wolę z Olympusa.
Sigma A 35 mm f/1.2 DG DN, wielki słoik z ponad kilogramem wagi! Monstrum! Ale za to jakie generuje obrazki! Bardzo, bardzo mi się ten obiektyw podoba, choć kulę się w sobie na myśl, że miałbym z tym biegać cały dzień na reportażu…
O moim wiernym Nikonie D7100 nie będę dużo mówił – zbudowałem swoje portfolio tą jedną puszką i dwoma obiektywami do niej (Nikkor 50 mm 1.8 G oraz Sigma Art 18-35 1.8 DC HSM). Robiłem nim sesje portretowe i produktowe – ba! W centrum miasta, w ramach reklamy biznesu mojego klienta, wisi ogromny billboard z moim zdjęciem z tego aparatu. (To tak na marginesie tego, że 24MPx to za mało, by zrobić dobre zdjęcie do wydruku…) Niech mój profil na 500px.com będzie dowodem na to, że każdym sprzętem można zrobić fajne rzeczy.
Olympus E-M1 Mark III znakomicie się sprawdza w mojej pracy portrecisty. Fotografuję w studio lub w miejscach, które chcę, by były widoczne i rozpoznawalne na zdjęciach, dlatego większą głębię ostrości traktuję jako zaletę – bo w moich zastosowaniach to się sprawdza. W tym modelu wykrywanie twarzy i oka działa znakomicie, fotografując zdaję się całkowicie na tą funkcję i dobrze na tym wychodzę. Powiedziałbym nawet, że wykrywanie oka działa sprawniej, niż w Sony α7 III, ale nie chcąc znów wsadzać kija w mrowisko przypomnę, że Sony α7 III ma ponad dwa lata, a Olympus E-M1 mark III raptem kilka miesięcy.
Nie mam zamiaru udowadniać wyższości jednego aparatu nad innym, nie będę Was przekonywał do jedynej, słusznej marki, ale gorąco zachęcam – jeśli tylko macie okazję, próbujcie fotografować sprzętem różnych marek z różnych półek cenowych. Może okazać się, że lepiej w ręku trzyma się ten inny, teoretycznie słabszy aparat, a na Instagram i tak nikt nie rozpozna, czym zrobiliście zdjęcie 😉
Linki, o których wspominam w tekście
- Akcja #CreateYourLight Nikona
- Omówienie wyróżnionych zdjęć przez Zienia na Youtube
- Serial Rzym na Filmwebie
- Przykłady oświetlenia Paramount Lighting na Pinterest
- Mój profil na 500px.com (odkąd serwis został wykupiony, niechętnie publikuję tam nowe zdjęcia).
Lista sprzętu użytego podczas sesji
Aparat i obiektywy
Aparat Nikon D7100
Obiektyw Nikkor 50 mm F/1:1.8G
Aparat Olympus OM-D E-M1 Mark III
Obiektyw M.Zuiko Digital ED 45 mm f/1.2 PRO
Aparat Sony α7 III
Obiektyw Sony FE 85 mm 1.8
Obiektyw Sigma A 35/1.2 DG DN
Lampy błyskowe i modyfikatory
Lampa błyskowa Quadralite Atlas 400 Pro TTL
Lampa błyskowa Quadralite Reporter 200 TTL
Reporterska lampa błyskowa Quadralite Stroboss V1
Modyfikator: Beauty Dish Silver 70 cm
Modyfikator: Grid do Beauty Dish 70 cm
Modyfikator: Wrota i grid do okrągłej głowicy (do Reportera 200 TTL oraz Stroboss V1)
Modyfikator: Szybko składany softboks Phottix Raja 105
Statywy i akcesoria
Statyw studyjny Quadralite Boom S
Statyw Quadralite Air 275
Lekki statyw Verso 200 CF
Stołeczek BEKVÄM z Ikea.
Wzornik koloru X-Rite Color Checker Passport 2
Tło tekstylne Frepower PRINT 011 – w tej chwili Fripers ma ich 17 wzorów!
Bardzo dziękuję za pomoc w przeprowadzeniu sesji: Quadralite, których światło buduje klimat na moich zdjęciach, Olympus za użyczenie aparatu z obiektywami i Fripers.pl za udostępnienie teł do testów!
Mateusz, Twój Sony to świetny aparat, nie żałuj, że poszedłeś tą drogą, zamiast w Canona 😉
1. Do tej mocy Reportera 200 nie_ttl – a gdyby to tak hss-em na krótszym czasie? 🙂
2. A jakie to zdjęcie w centrum miasta?
3. Chodzi za mna, żeby Ci opaskę z pióreckiem dodać na tych portretach a la Winnetou
Ad.1 – Reporter 200 TTL jest tylko jeden, właśnie z TTL 😉 Piotrze, musisz dopisać, o co konkretnie Ci chodzi z tym HSS, bym mógł Ci ładnie odpowiedzieć.
Ad.2 – To troszkę jak z wiadomościami radia Erewań, chociaż Świętoduska to prawie centrum, prawda? Tam na billboardzie wisiała reklama restauracji rodzinnej, mistrz kucharski z gromadką dzieciaków i pizzą. Nie wiem, czy to nadal wisi, dawno tam nie byłem…
Ad.3 – O! Dziękuję CI 🙂 Ta książka, która stoi na stołeczku w roli „propsa” nie jest tam przecież bez powodu 🙂