Zamiast wstępu
Za oknami grudzień i choć śnieg pojawia się i znika, dnie są piękne i słoneczne, to jednak wieczorami mrozek łapie i trzyma. Dlatego, dla rozgrzewki i podtrzymania gorących nastrojów, przypominam sobie wakacyjną sesję z Helenką.
Przygotowania i planowanie sesji
Koniec wakacji. Co roku o tej porze zbieramy się w naszą małą paczkę i wędrujemy błyskać na ekstraordynaryjne lokacje. Tym razem motywem przewodnim miały być kolorowe wrotki, moja modelka nauczyła się na nich jeździć, dlatego szukaliśmy jakiejś spokojnej alejki, gdzie Helenka będzie mogła wyprawiać swoje ewolucje, a ja będę miał szerokie pole do fotografowania.
Znaleźliśmy miejsce, które wydało nam się idealne - alejka połączona ze ścieżką rowerową, tuż nad rzeczką. Po drugiej stronie rzeki, nad zielonym od trawy wałem, oświetlone przez zachodzące powoli słońce widzieliśmy wieżyczki kościołów na Lubelskiej Starówce. Spacerowaliśmy spokojnie, notując o której godzinie słońce znajdzie się dokładnie tam, gdzie je mieć chciałem, wybieraliśmy miejsce z którego będę fotografował, sprawdzaliśmy, czy statyw z dość dużym modyfikatorem nie znajdzie się w zasięgu przypadkowych przechodniów. Było wyjątkowo spokojnie, od czasu do czasu alejką przejeżdżał samotny rowerzysta, czasami tylko mijaliśmy grupki spacerowiczów. Generalnie - sielanka.
Sesja fotograficzna z Helenką
Następnego dnia przybyliśmy w to samo miejsce odpowiednio wcześniej, by niespiesznie przygotować sprzęt i omówić ujęcia, jakie sobie zaplanowałem. Ku naszemu zaskoczeniu, rowerzystów było mnóstwo, a spacerowiczów tylko trochę od nich mniej. Dopiero do nas dotarło, że takie atrakcyjne miejsca na tygodniu są spokojne, ale w weekend stają się bardzo tłoczne. A sesja wypadła nam w sobotę. Cóż, nie poddaliśmy się, dotarliśmy do wcześniej upatrzonej ławeczki, rozłożyliśmy sprzęt i rozpoczęliśmy przygotowania. Moja młoda muza, Helenka, jak zwykle wyglądała bajkowo, dlatego nie czekając na wcześniej zaplanowane pozy, fotografowałem ją korzystając ze światła zachodzącego słońca.
Patrząc na ekran aparatu fotograficznego spostrzegłem coś niepokojącego - wszechobecna tutaj zieleń, fotografowana pod tak ostre światło, wyglądała na prawie czarną. Widziałem, że częściowo będę mógł wydobyć i odzyskać szczegóły z cienia, ale kolor tej ciemnej zieleni mi się nie podobał. Czym prędzej więc skorzystałem z pomocy nieocenionej Małgonety, która umiejętnie przyświecając mi srebrną blendą rozświetlała ciemność gęstej zieleni. Miałem nadzieję, że gdy przyjdzie do fotografowania z lampą błyskową w trybie HSS, mój speedlight da radę.
Zaraz po tym, gdy Helenka założyła wrotki i chwilkę pojeździła po alejce, by zapoznać się z podłożem, ustaliliśmy, w którym miejscu będzie podskakiwać i robić w powietrzu piruet. Zaznaczyliśmy kredą ten fragment asfaltowej alejki w którym dziewczynka miała się odbić, ja wycelowałem w to miejsce mój głęboki modyfikator i z lampką ustawioną na maksymalną moc próbowałem rozświetlić jej twarz, gdy w skoku była tyłem do słońca. Lubię pracować z Helenką, bo pomimo bardzo młodego wieku, jest wytrenowanym i zdyscyplinowanym sportowcem. Gdy już wytłumaczyliśmy sobie, dlaczego ma podskoczyć dokładnie w tym miejscu (bo wtedy swoim ciałem zasłoni zachodzącą tarczę słońca i jej cień będzie wyglądał fantastycznie) moja modelka skakała z dużą uwagą i celowością. Miny, przechodzących mimo nas spacerowiczów, były bezcenne :)
Poważnym utrudnieniem dla naszej sesji byli jeżdżący w obie strony rowerzyści. Nasza alejka była tylko asfaltową ścieżką z wymalowaną wzdłuż czerwoną linią; rowerzyści omijali pieszych zygzakując, bo piesi spacerowali całą szerokością alejki. Za każdym razem, gdy widzieliśmy zbliżającego się rowerzystę musieliśmy zrobić krótszą lub dłuższą przerwę. Nie narzekam, to naturalna sprawa, gdy robi się sesję w publicznym, ruchliwym miejscu.
Za to będę narzekał na mój wybór lampy, którą błyskałem pod światło zachodzącego słońca. Systemowa lampa błyskowa YongNuo YN-685 w połączeniu z nadajnikiem YN-622N to świetny, bardzo lekki i mobilny zestaw światła błyskowego, ale jednak nie sprawdził mi się pod pełne słońce. Blask lampy na twarzy modelki skaczącej pod światło owszem zarejestrował się, ale chciałbym mieć go więcej. Niestety, nie dysponowałem wtedy niczym o większej mocy przy tej samej mobilności, więc radziłem sobie jak mogłem: gdy na obu horyzontach nie widziałem żadnego rowerzysty, stawiałem statyw z modyfikatorem i lampą na środku alejki a Helenka precyzyjnie skakała w odległości 1,5 od statywu. Zdjęcia, które widzicie powstały właśnie w ten sposób.
Słońce zaszło i powoli zbieraliśmy się do powrotu; spotkaliśmy wspólnego znajomego, więc gawędziliśmy swobodnie dłuższą chwilkę. Nagle okazało się, że słońca już dawno nie widać, niebo jest intensywnie błękitne, a nad odległymi budynkami starego miasta rozlewa się żółta fala ostatniego światła. Szybko dotarliśmy na kolejną lokację, króciutki mostek, nad kompletnie wyschniętym w tej chwili, rowem. Wyszedłem na środek, podskoczyłem parę razy, by upewnić się, że mostek trzyma - owszem, był bardzo fotogenicznie pordzewiały, ale nie wyobrażam sobie poprosić modelkę, by stanęła na środku mostu, na który ja obawiałbym się wejść.
Na tym mostku fotografowaliśmy z Helenką dosłownie kwadrans, bo oboje byliśmy już odpowiednio rozgrzani zdjęciami i nie były nam potrzebne żadne wstępne strzały. Tutaj mój zestaw mobilnego strobisty sprawdził się znakomicie: ISO 100, obiektyw Sigma 18-35 F1:1.8 Art maksymalnie otwarty, czasy migawki oscylowały ok. 1/320s a speedlite YongNuo YN-685 błyskał na 1/4 i potem 1/8 mocy.
Światełka Tarasów Zamkowych
Gdy wracaliśmy do domów Ania, czyli mama Helenki bawiła nas rozmową opowiadając, co przygotuje dla nas na kolację. Przyznaję, łapczywie chłonąłem jej opowieść, ale wtedy przypomniałem sobie, że mam ze sobą „fairy light” czyli perełki ciepłego światła na cieniutkim druciku - mieliśmy go użyć na mostku, ale tam bawiliśmy się świetnie bez tego. Rzut oka przez szybę auta i zdecydowaliśmy - jedziemy do Tarasów Zamkowych. Podjechaliśmy, zaparkowaliśmy i wyszliśmy przez galerię handlową. Tutaj było mnóstwo szyb, neonów i błyszczących reklam, ale też mnóstwo ludzi. Tknęło mnie również, by zapytać spacerującego ochroniarza, czy mógłbym zrobić temu oto dziecku - tutaj wskazałem Helenkę - kilka zdjęć lustrzanką na tle tych błyszczących światełek. Miły pan z ochrony zafrasował się i powiedział, żebym zapytał kierownika zmiany. Grzecznie podziękowałem i odpuściłem temat. Wychodzimy - zakomenderowałem. I to był dobry pomysł, bo na szerokich schodach przed galerią praktycznie nie było nikogo, niebo było granatowe, a na tle tego nieba świeciły lampki sygnalizacji świetlnej. Usadziliśmy Helenkę na schodach, wręczyłem jej jeden koniec „fairy light” i poprosiłem, by spojrzała w obiektyw.
Lubię gdy Helena patrzy w ten sposób. To duża przyjemność i wyjątkowy przywilej patrzeć przez obiektyw i dokumentować, jak malutka dziewczynka wyrasta i zmienia się w panienkę.
Małgoneta trzymała blendę, Helena bawiła się światełkami, Ania czuwała nad kosmykami włosów, których nasza modelka ma po prostu mnóstwo. Cała akcja trwała może 10 minut, ale rezultaty bardzo nam się podobały. Dopiero wtedy, kompletnie usatysfakcjonowani intensywnym popołudniem wróciliśmy na kolację. Była pycha! ;)
Gdyby ktoś był zainteresowany moim mobilnym zestawem strobistycznym:
- Nikon D7100 (tak, wiem, to jest aparacik z matrycą APSC): http://bit.ly/2OaiT5g
- Obiektyw Sigma 18-35mm f/1.8 Art DC HSM: http://bit.ly/2E5aDic
- Głęboki softboks paraboliczny DUMB 90 cm: http://bit.ly/2IJHrfv
- Speedlite Yongnuo YN-685: http://bit.ly/2Qv5WTT
- Nadajnik Yongnuo YN-622N: http://bit.ly/2BLMzOp