logo

Olympus Perspective Playground

Olga

Zamiast wstępu
Olympus Perspective Playground to wydarzenie w naszym kraju bezprecedensowe; rozmach, z jakim Olympus zrobił otwartą dla wszystkich fotograficzną imprezę, może przytłoczyć. Dlatego, gdy Quadralite zaproponował mi poprowadzenie tam warsztatów – zgodziłem się bez wahania.

Wrocław
Piękne miasto! Z mojego poprzedniego pobytu pamiętam, że Wrocław przypominał lubelskie Stare Miasto, tylko ulice były drugie tyle szersze, a kamienice połowę wyższe. Tym razem również chciałem choć trochę pozwiedzać, dlatego przybyliśmy z Mateuszem, który nie tylko był niezastąpionym asystentem ale i moją prawą ręką, dzień wcześniej i po zabukowaniu w Hotelu Zoo (sympatyczne miejsce, 300 metrów od starej zajezdni tramwajowej, w której działał Olympus) wyruszyliśmy w miasto. Rzecz jasna mieliśmy przygotowana marszrutę i umówione spotkanie, ale o tym w innym wpisie – teraz powiem tylko, że towarzystwo było przesympatyczne a Odra nocą wyjątkowo zimna; brr, ale w końcu był 26 lutego, do wiosny brakowało jeszcze trochę.

Stara tramwajownia

Łatwo sobie wyobrazić starą tramwajownię, czyli budynek, pod dachem którego można przeglądać i naprawiać tramwaje, prawda? Zajezdnia „Dąbie” (Czasoprzestrzeń) to długi, bardzo wysoki budynek, z dobrą wentylacją i raczej surowym wnętrzem. Całe to wnętrze Olympus pokrył matowym materiałem w swoim kolorze firmowym, czyli czarnym. Ustawione ścianki dzieliły to ogromne pomieszczenie na kilka mniejszych, gdzie, prócz meeting roomu i wyposażonego przez Quadralite studia fotograficznego, można było malować światłem, wygłupiać się na huśtawkach, chować się za formami geometrycznymi rodem z kalejdoskopu czy choćby sfotografować własne oko i podziwiać je na ogromnym ekranie. Lubię myśleć o tym miejscu jako o piaskownicy, placu zabaw, gdzie na chwilkę można przestać być poważnym i stojąc na chybotliwej desce, robić śmieszne miny do zniekształcającego obraz lustra. Nie było tłoku, ale cały czas przewijało się sporo ludzi, zwykle w parach i mniejszych lub większych gromadkach. Przyjemnie było popatrzeć, jak ludzie po prostu bawią się fotografią!

Warsztaty podczas Olympus Perspective Playground

Olympus zaplanował swój event od 15 lutego 2019 do 10 marca 2019 i przez cały ten czas coś interesującego się działo! Prelekcje, koncerty, warsztaty – każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Gdy przyjechaliśmy i wybraliśmy się na szybki rekonesans, akurat swój warsztat „Shoot me & retouch me” prowadził Kuba Kaźmierczyk. Zastaliśmy go akurat, gdy zmieniał setup oświetleniowy, przywitaliśmy się z nim oraz Amelią i zamieniliśmy dwa zdania. No i zrobiliśmy błyskawicznego live na Instagram 😉 Chętnie bym zobaczył cały warsztat Kuby, niestety, mieliśmy inne, ustawione dużo wcześniej, spotkanie.

Następnego dnia, po śniadaniu w doborowym towarzystwie (pozdrawiam ArcadiusaDominika) zjawiliśmy się sporo przed czasem, ale organizatorzy zadbali o nas i spokojnie mogłem rozejrzeć się po miejscu, gdzie za chwilę miałem prowadzić swój warsztat. Przewidziałem 40 minut prelekcji i ponad dwu godzinną sesję studyjną dla każdej z dwóch grup, które miałem prowadzić. O prelekcję nie musiałem się martwić, bo miałem ją dobrze przygotowaną, zastanawiałem się jednak, co będę mógł ustawić w ramach atrakcyjnego drugiego planu za moją modelką. W wąskim przejściu na tyłach zajezdni wypatrzyłem wyjątkowo atrakcyjny gadżet – starą, pordzewiałą harfę! Oczami wyobraźni już widziałem, jak podświetlam ja od tyłu jednym z moich Reporterów 200 TTL z kolorowym filtrem! Ach, cóż to by było za zdjęcie! Niestety, gdy spróbowałem rzeczoną harfę podnieść, okazała się znacznie cięższa, niż początkowo myślałem; to nie było ozdobione blachą drewno, to była czysto stalowa konstrukcja, conajmniej 150 kg :/ Gdyby droga do studia była prosta, a nie labiryntem ciemnych zakamarków, pewnie zwerbowałbym trzech ochotników i razem byśmy dali radę, ale po chwili namysłu, odpuściłem. Trochę szkoda, ale mierzmy siły na zamiary 😉

Budowanie klimatu światłem i kolorem – prelekcja

Moja prelekcja odbywała się w tzw. meeting roomie, czyli pomieszczeniu z wysokimi ścianami (gustownie obitymi czarnym, Olympusowym materiałem), ale bez dachu, a kilka metrów nad moją głową chodziły duże wentylatory i wyciągi. Hałas, jaki powodowały, wymusił użycie mikrofonu, po to, by każda z 20 osób siedząca przy długim stole mogła wyraźnie słyszeć, co mówili prelegenci. W mojej prezentacji skupiłem się na tym, dlaczego warto dokładnie przyglądać się miejscu, w którym fotografujemy po raz pierwszy albo i po raz kolejny; mentalne ćwiczenia, uważna obserwacja i świadome operowanie modyfikowanym światłem pozwala stworzyć klimatyczną scenę w zasadzie w każdych okolicznościach. A jeśli coś, co mówiłem wydawało się abstrakcją, za chwilę demonstrowałem praktyczne zastosowanie wdrożonej w ten sposób teorii; zaaranżowane studio było niewielkim pomieszczeniem składającym się z czarnych (niespodzianka!) ścian i zestawu kolorowych teł na tylnej ścianie. Był komplet lamp błyskowych Quadralite Pulse Pro X, był komplet modyfikatorów, był też komputer i bardzo duży monitor, co w połączeniu z oprogramowaniem Olympusa do tetheringu, pozwoliło mi omawiać efekty fotografowania na bieżąco z uczestnikami moich warsztatów.

Budowanie klimatu światłem i kolorem – warsztaty

Moją modelką była Olga „Blair” Lewicka i uważam, że była to bardzo udana współpraca; Olga jest bardzo kontaktową osobą i krótko mówiąc – super dziewczyną! Zaplanowałem dla niej dwa setupy oświetleniowe: jeden rembrandtowsko nastrojowy, kobiecy i delikatny, drugi bardziej rockowy i w obu tych rolach Olga wypadła doskonale. Do tego dodajmy świetny kontakt z warsztatowiczami, duże pojęcie o modelowaniu i przesympatyczną osobowość. Choć Olgę poznałem godzinę przed naszym wspólnym performancem, byłem spokojny, bo wiedziałem, że nie mogłem trafić lepiej 🙂

Prowadząc zajęcia zawsze mam na uwadze, że to nie jest sesja dla mnie, tylko dla moich studentów.

Tuż po tym, gdy ułożyłem światło i modelkę tak, że byłem zadowolony z rezultatu, nie pracowałem nad własnymi kadrami tylko od razu przekazałem pałeczkę (czytaj: Navigator X2) uczestnikom, by sami mogli fotografować i przynieść do domu pamiątkę. Dlatego wybaczcie, ale nie będzie oszałamiającej galerii zdjęć – mam dwa zdjęcia (bo miałem dwa setupy) plus jeden bonus, gdy zaprosiłem z publiczności kolegę, którego wcześniej nie widziałem. Sebastian nie był uczestnikiem moich warsztatów, przyszedł ze swoją dziewczyną porobić sobie zdjęcia, tylko że my jeszcze byliśmy na planie. Błyskawiczne sesje z modelami z „łapanki” są moimi ulubionymi, nabrałem w tym wprawy fotografując w K1 Fighting Center, dlatego śmiało poprosiłem przypadkowego gościa by pozował mi do portretu.

Egzotyczne modyfikatory

Kwadracik z Olgą na burgundowym tle, to jedyny „przyzwoity” kadr, jaki pokazuję. Dwa kolejne zdjęcia, Olga ze zdjęcia wiodącego i Sebastian, skrywają za plecami pewną tajemnicę. Porównajcie proszę zdjęcie Olgi, a w zasadzie światło i cień rzeźbiący dym na moim zdjęciu a tym ze zdjęciem Mateusza, które pokazuję na końcu powyższej galerii. Widzicie różnicę, prawda? Na moim brak konsystencji w kolorze a i geometria figury pozostawia wiele do życzenia. Na zdjęciu z niebieskimi promieniami nie ma wątpliwości, co widać. Gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego tak jest, spieszę z odpowiedzią: Mateusz fotografował, gdy za Olgą błyskałem przez Quadralite Spot SN-5000, rasowy modyfikator, gdzie mogłem ustawić ostrość obrazu rzucanego w dym, a na moim zdjęciu, w plecy modelki błyskam przez modyfikator DIY, cudaczny wynalazek składający się z dwuwypukłej soczewki osadzonej w 47 mm kawałku tekturowej rurki pochodzącej z wnętrza kuchennych, papierowych ręczników. Składałem ten modyfikator na oczach moich studentów i z ogromną przyjemnością obserwowałem wyraz zaskoczenia i niedowierzania na ich twarzach. To ogromna satysfakcja dla prowadzącego, demonstrować coś, co można wykonać w tak prosty sposób a efekty wyglądają co najmniej niezwykle!

W obu przypadkach w ognisko wkładałem ręcznie cięty kawałeczek tekturowego Gobo; ten, który przygotowałem do zawodowego Spota wrócił ze mną bezpiecznie, ten przygotowany do eksperymentów zawieruszył mi się podczas pakowania. Dobrą stroną modyfikatorów DIY jest fakt, że w ciągu kwadransa można przygotować sobie kolejny.

Gdyby ktoś myślał, że taki śmieszny, acz skuteczny wynalazek może zastąpić solidny modyfikator, muszę go rozczarować – niestety, nie jest tak.

Modyfikatory DIY są znakomitą metodą do ćwiczeń i eksperymentów właśnie, ale nie do powtarzalnej pracy.

Ba! Nie są nawet wystarczające do powtarzalnej prezentacji; podczas mojej pierwszej tury warsztatowej wszystko złożyłem prawidłowo i zadziałało za pierwszym razem, ale gdy próbowałem tej samej sztuczki po raz drugi, efekt nie był zadowalający. Owszem, kształt promieni pojawiał się, ale tylko częściowo, potem znikał i nie mogłem tego naprawić w krótkim czasie. Gdy po kilku minutach zauważyłem, że moja grupa zaczyna się niepokoić, odłożyłem temat i wyciągnąłem durszlak. Taki zwykły, plastikowy durszlak do cedzenia makaronu. Na Reportera 200 TTL założyłem magentową folię z zestawu Quadralite Parrot, na s-holder standardowy reflektor, a do niego srebrną taśmą przykleiłem durszlak. Ten „modyfikator” ma to do siebie, że puszcza światło głównie na boki, z racji szczelin, jakie do odprowadzenia wody z gotowanego makaronu przewidział jego producent. Efekt, jaki widzicie na zdjęciu z Sebastianem, to właśnie światło przepuszczone przez wycięcia na ścianach durszlaka. Zawsze trzeba być przygotowanym na realizację planu B.

Backstage i posumowanie

Zdjęcia dzięki uprzejmości Tomasz DyniecMateusz Kolarz.

Nie ma co kryć i owijać w bawełnę – impreza Olympus Perspective Playground to kapitalne przedsięwzięcie i fakt, że dzięki Quadralite mogłem być jej częścią, sprawił mi niesamowitą frajdę! Razem z Marcinem, Mateuszem, Olgą, Patrycją i Tomaszem (kolejność alfabetyczna) spędziłem niesamowity dzień; atmosfera tego miejsca i tej chwili była taka, że nawet wyciągnięcie z tłumu przypadkowego widza i fotografowanie go na oczach gromady obcych ludzi, z podglądem na wielkim ekranie nikogo nie tremowało – to było fotograficzne święto i to było czuć w powietrzu (chociaż nadal był luty).

Dwa słowa o fotografowaniu aparatami Olympus, bo do tej pory nie było okazji: wszystkie zdjęcia w tym wpisie zostały wykonane aparatem Olympus OMD E-M1 mk II i obiektywami 17, 25 i 45 mm ze światłem F/1.2 w wersji PRO. Po trzech tygodniach codziennego obcowania z tym technologicznym cackiem powiem wprost: Joe Eldeman ma 100% racji mówiąc, że kontakt z tym aparatem to powrót frajdy z fotografowania! Przed warsztatami zrobiłem tym sprzętem cztery duże sesje i dziesiątki codziennych fotografii, za każdym razem ciesząc się chwilą i nie zwracając uwagi na takie rzeczy jak kręgosłup, który po kolejnej godzinie nachylania się z okiem przyłożonym do wizjera krzyczy: ratunku, help, hilfe, помощь.

Fotografowanie sprzętem małym, lekkim, doskonałym optycznie i bardzo pomocnych technologicznie to duża przyjemność!

Przyznam, że z żalem zdawałem wypożyczony sprzęt i dziwnie się czuję, biorąc na kolejne warsztaty mojego Nikona, który, owszem, leży dobrze w ręku, ale sprawia wrażenie urządzenia z innej epoki.

W tym miejscu chciałem gorąco podziękować:
– ekipie Quadralite, która zaprosiła mnie na to wydarzenie: Marcin, Patrycja, Tomek (znów alfabetycznie) – pięknie Wam dziękuję! Relacja z tego wydarzenia na blogu Quadralite: klik.
– Ewelinie i Joannie z Olympus Europa za opiekę, pomoc ze sprzętem i stroną Olympusa 😉
– Ewie Kępys za dobrą energię i pozytywne dumanie :-*
– Oldze, za błyskawiczną integrację z naszym małym zespołem i fantastyczną współpracę; Instagram @olgablair, Facebook, Maxmodels: xxblairxx
– Mateusz, na samym końcu, choć powinien być na samym początku, za to, że woził i generalnie prowadził mnie podczas całej naszej wycieczki, jak dziecko we mgle. Panie, bez Ciebie bym zginął, zanim dotarł bym na miejsce!

Leave a Reply